Cassandra ziewnęła przeciągle. Nudziło ją to miasto. Nic tu
nie działo, a ona potrzebowała się zabawić. Obejrzała swoje paznokcie, a
następnie popatrzyła w stronę lasu. Było bardzo ciemno i cicho, wiatr lekko szumiał, poruszając delikatnie liśćmi drzew. Była pierwsza rano, a jej towarzysze byli pochłonięci głupią rozmową. A gdzie się podział Gabriel...? Tęskniła za
nim, chciała zanurzyć swoje palce w jego gęstych, czarnych włosach, dotykać
jego silnej, wyrzeźbionej klatki piersiowej, szłuchać jego szeptów... Spojrzeć
w jego czarne oczy i wiedzieć, że tu i
teraz się liczy. Bo on jest przy niej. Bo on zawsze ma jakiś plan i wie,
jak zorganizować niezłą zabawę dla wszystkich. Tylko, gdzie on zniknął na tak
długo?
-Cassie! Chodź do nas! Slade ma niezły pomysł – zawołała Naya i uśmiechnęła się wrednie. Oho. Coś się szykuje. Tego nie można przegapić. Dziewczyna zrobiła znudzoną minę, wstała powoli, a wiatr rozwiewał jej włosy. Wolnym, seksownym krokiem podeszła do reszty. Przykucnęła przed Sladem i zajrzała w jego twarz. –Tak więc, jaki to jest genialny plan, kochanie? – uśmiechnęła się sarkastycznie i pociągnęła delikatnie kciukiem po jego policzku, aż do kącika jego warg, gdzie się zatrzymała. Spojrzała mu w oczy. –Powiedz, że się jakoś zabawimy. To miasto jest takie nudne, ono czeka na nas, by wprowadzić w nie trochę duszy – zaśmiała się zmysłowo –Albo zabrać trochę duszy... - w panującym półmroku nie widziała jego twarzy, wyczuwała jednak, że się uśmiechnął -Och, Cassie, Cassie... Bądź cierpliwa. Zabawa zacznie się dopiero jutro. – odpowiedział, po czym ją odepchnął i wstał. –Oby do jutra zjawił się Gabriel. Jemu ten pomysł na pewno będzie się podobał.
-Cassie! Chodź do nas! Slade ma niezły pomysł – zawołała Naya i uśmiechnęła się wrednie. Oho. Coś się szykuje. Tego nie można przegapić. Dziewczyna zrobiła znudzoną minę, wstała powoli, a wiatr rozwiewał jej włosy. Wolnym, seksownym krokiem podeszła do reszty. Przykucnęła przed Sladem i zajrzała w jego twarz. –Tak więc, jaki to jest genialny plan, kochanie? – uśmiechnęła się sarkastycznie i pociągnęła delikatnie kciukiem po jego policzku, aż do kącika jego warg, gdzie się zatrzymała. Spojrzała mu w oczy. –Powiedz, że się jakoś zabawimy. To miasto jest takie nudne, ono czeka na nas, by wprowadzić w nie trochę duszy – zaśmiała się zmysłowo –Albo zabrać trochę duszy... - w panującym półmroku nie widziała jego twarzy, wyczuwała jednak, że się uśmiechnął -Och, Cassie, Cassie... Bądź cierpliwa. Zabawa zacznie się dopiero jutro. – odpowiedział, po czym ją odepchnął i wstał. –Oby do jutra zjawił się Gabriel. Jemu ten pomysł na pewno będzie się podobał.
-Shaaari! Potrzebuję twojej
pomocy, nie mogę zapiąć sukienki! – zawołała głośno Carmen. Sharisse westchnęła, odstawiła miseczkę z jogurtem owocowym na stół i weszła na
górę, skąd dochodziły desperackie błagania o pomoc. Gdy pomogła Car zapiąć
sukienkę, usiadła wygodnie na łóżku i zaczęła bezsensownie błąkać się wzrokiem
po pokoju. Ona nie miała tak dużego domu. Mieszkała w biedniejszej części
miasta, w zwykłym bloku. Nie jak Roslynn czy Carmen, w eleganckim domu jednorodzinnym,
z tyloma zbędnymi rzeczami, które miały służyć jedynie jako ozdoba. Oczywiście,
Shashar nie była też biedna. Po prostu jej rodzinie nie powodziło się tak, jak
innym.
Dzwonek do drzwi. Roslynn, nareszcie przyszła. Carmen zbiegła szybko na dół, by
otworzyć drzwi przyjaciółce. -Nathan znów mnie
wystawił! Tak dawno nie było żadnej imprezy, a on stwierdził, że nie może na
nią iść, bo ma „sprawy rodzinne”! – Sharisse usłyszała podniesiony głos
Roslynn. Musiała być nieźle wkurzona, ponieważ była jedną z najbardziej
opanowanych osób, jakie znała. –Nie przejmuj się tak – odpowiedziała energicznie,
wesołym tonem, Carmen – Słyszałam, że nowi też będą na imprezie! – to wszystko
wyjaśnia. Car wczoraj cały czas rozmawiała z Sharisse przez telefon i mówiła w
kółko tylko o jednym – o Sladzie, chłopaku z jej klasy. Shashar przewróciła oczami i zaczęła schodzić na dół. –Super,
fantastycznie! – odpowiedziała sarkastycznie Roslynn –Ty się będziesz zabawiała
w najlepsze z tym blondynkiem, a ja będę całkiem sama, bo mój głupi chłopak
ciągle nie ma dla mnie czasu – powiedziała to łamiącym się głosem, więc
Sharisse poczuła się w obowiązku oprzeć głowę o jej ramię i odpowiedzieć
spokojnie –Oh, Ros. Nie zapomnij że ja nikogo nie mam, więc na pewno nie
będziesz tam jako jedyna bez pary. Pokażę ci, jak się bawią singielki –
powiedziała i wszystkie zaczęły się śmiać. Impreza, a dokładniej ognisko,
zaczynało się o 22. Została im jeszcze niecała godzina szykowania się do
wyjścia.
***
-Hej,
ruda! Masz ochotę się czegoś napić? – zawołał chłopak, który podobał się
Carmen. Tylko jak on miał na imię? Z resztą, nieważne. Dla niej nowi dalej byli
dziwni i niespecjalnie miała ochotę bliżej ich poznać. Ale, na jej
nieszczęście, Car szła obok niej, więc odpowiedziała za nią –Na pewno z chęcią
się napije, jak my wszystkie! – zachichotała, a wtedy blondyn zaczął iść w ich
stronę, niosąc puszki z piwami. –Dla ślicznych pań, proszę. Jestem Slade. –
wyciągnął dłoń w stronę Roslynn, a ona niepewnie ją złapała, spojrzała mu w
oczy i również się przedstawiła. –Wiem, jak masz na imię, chodzimy razem do
klasy. Ale nie mam pojęcia, jak ty się nazywasz – po tych słowach wyciągnął
rękę w stronę Shashar, która mu dłoni nie podała. –Cóż, pewnie nie wiesz, bo
chodzę do innej klasy. Mam na imię Sharisse. I, zdaje się, kolega cię właśnie
woła. – po tych słowach wszyscy się obejrzeli i faktycznie, ktoś go wołał... –Oh,
to Gabriel. – powiedział z dziwnym uśmiechem na twarzy –Chodź tutaj! – zawołał do
niego, a Roslynn przebiegł dreszcz. Bowiem dalej jej się zdawało, że to on
poprzedniej nocy stał pod jej domem...
Gdy chłopak do nich
podchodził, cały czas patrzył się bezwstydnie na Ros. Następnie podszedł do
niej i powiedział ochrypłym szeptem, bardzo intymnym szeptem... –Pamiętam cię. Tak
wyjątkowo uroczej osoby się nie zapomina. – dotknął jej włosów, zanurzył w nich
całą swoją dłoń, a następnie je powąchał –Cudownie pachniesz. – popatrzył w jej
oczy, a ona odsunęła się instyktownie. –Lepiej zabierz te swoje łapy ode mnie –
powiedziała groźnie, mając nadzieję, że udało jej się ukryć niepewność w
głosie. Carmen zachichotała –Nathan będzie miał nauczkę, żeby następnym razem
pójść z tobą i cię pilnować! – ta sytuacja najpewniej ją bawiła, lecz Roslynn
to wszystko wydawało się upokażające. Podszedł do nich kolejny
chłopak, który też chodził z Ros i Car do klasy. Szatyn o orzechowych oczach. –Sharisse,
Roslynn, Carmen. Miło poznać. Mam na imię Blaine. – powiedział i obejrzał
wszystkie dziewczyny, od stóp do głów. –Skąd wiesz, jak my... – zaczęła Shashar,
która miała lekko zaróżowiałe policzki ze wstydu, zapewne przez to spojrzenie, którym jakby rozbierał je wzrokiem –Po prostu wiem. – przerwał jej
Blaine i upił łyk piwa.